czwartek, 23 grudnia 2021

Dezerterzy – Rozdział 7


Nott zmrużył oczy, błądząc wzrokiem w tę i z powrotem pomiędzy Neville’em a Hermioną. Blask księżyca tańczył w jego ciemnych tęczówkach, zatapiając się w ich głębi, zmieniając ich barwę. Poświata z pochmurnego nieba nadawała jego skórze przezroczystego, niebieskawego odcienia, szczególnie w zestawieniu z ciemnymi włosami i szkarłatnymi wargami. Ułożył dłoń nad ustami, wyglądając przy tym, jakby próbował ukryć uśmieszek.

Hermiona przewróciła oczami.

– Potrzebujemy miejsca blisko wody i teraz takie mamy. Nie wiem, dlaczego nadal o tym dyskutujemy.

Neville z rozczarowaniem wyrzucił w górę ręce.

– Nad wodą będziemy w pełni widoczni. Każde ognisko, które zrobimy, będzie można zobaczyć z przeciwnej strony jeziora.

Hermiona westchnęła i potarła dłonią brwi. Jej splątane włosy w końcu stały się spójnym, okrągłym gniazdem na jej karku, więc nie miała już dłużej luźnych kosmyków, które mogłaby zakładać za uszy, żeby dać palcom jakieś zajęcie.

– Tuż obok polany, którą my znaleźliśmy, płynie strumyk. Znajdziemy tam mnóstwo świeżej wody – powiedział Neville. Spojrzał na Notta, jakby to właśnie jego musiał przekonać.

Hermiona prychnęła.

– Dopóki nie postanowią wysuszyć koryta rzeki.

Neville przeniósł na Hermionę zirytowane spojrzenie, wlepiając w nią wzrok.

– Albo zamrozić jeziora.

– W porządku, w porządku. – Nott uniósł ręce. Już nie kłopotał się tłumieniem uśmieszku. – Doceniam wasz entuzjazm – powiedział do nich i mrugnął do Hermiony. – Myślę, że decydującym czynnikiem będzie to, gdzie jest bliżej, zważywszy na… – Wskazał gestem na wnętrze schronienia, gdzie nadal siedzieli Ginny i Harry.



– Czy ta kłoda jest zajęta?

Malfoy spojrzał w górę i zobaczył, że Luna kucnęła obok niego przy ogniu. Skrzywił się i gburowato przesunął na bok.

Luna wyciągnęła w stronę ogniska patyk, na którego końcu nabity był mały gryzoń.

– Widziałeś jakieś młotowate zeppeliny nad jeziorem? – zapytała lekko.

Malfoy uniósł brew. Potarł dłonie o siebie i spojrzał nad głową Luny na rozmawiającą między sobą grupkę, która zebrała się na zewnątrz szałasu Ginny. Zauważył, że Hermiona wyglądała, jakby twardo obstawała przy swoim. W jego klatce piersiowej nagle pojawiło się niewygodne poczucie dumy.

– To jest problem z zatrzymywaniem się tak blisko wody – dumała Luna. – Młotowate zeppeliny są dosyć wrogie.

Wzrok Malfoya powrócił do Luny.

– To tak jak Śmierciożercy – odparł kwaśno.

– Hmm… – Luna okręciła swój rożen nad ogniskiem z zamyśloną miną. – Przypuszczam, że możesz mieć rację – powiedziała w końcu.

Malfoy spojrzał z powrotem na Notta i Hermionę, którzy stali teraz sami na zewnątrz schronienia. Neville musiał wejść do środka. Malfoy zmrużył oczy na Notta, kiedy ten roześmiał się na coś, co powiedziała Hermiona, a potem ona spojrzała w dół i sama się uśmiechnęła. Malfoy zacisnął usta i posłał grymas w kierunku ogniska.

– Luna! – Poderwał się i wyrwał patyk z jej rąk. – Palisz swoją cholerną wiewiórkę! – Końcówka szpikulca Luny była ogromną kulą ognia.

– Och – powiedziała spokojnie Luna. – Tylko spójrz.

Malfoy westchnął, zdmuchując ostatnie płomienie, które wciąż pochłaniały zwierzątko.

– Nie możesz tego trzymać w samym ogniu – wyjaśnił. – Popatrz. – Pomachał do niej, żeby stanęła bliżej, kiedy manewrował patykiem nad dymem. – Jeśli spalisz ją zbyt szybko na zewnątrz, nie upiecze się w środku – tłumaczył, obracając szpikulec tuż nad płomieniami. – Chcesz, żeby upiekła się na wylot i, najlepiej, równomiernie.

– Dzięki – odpowiedziała Luna, obserwując jak Malfoy ustawia patyk nad ogniem. – To mój pierwszy raz – dodała cicho.

Malfoy zerknął przez ramię i wbił w nią spojrzenie. 

– Naprawdę? Nigdy bym nie zgadł – odparł. Przysunął do siebie patyk, analizując swoją pracę.

– Chciałbyś spróbować pomnożyć jedzenie, tak jak robimy to z jagodami? – Luna spojrzała na Malfoya, kiedy ułożył poczerniałą wiewiórkę na kamieniu obok ogniska, zsuwając ją ze szpikulca drugim patykiem.

Skrzywił się, patrząc na zwęglone zwierzę, a potem na Lunę. Wzruszył ramionami.

– Czemu nie?

Luna wyjęła różdżkę.

– Może będziemy w stanie zrobić o jedną więcej – powiedziała z nadzieją.

Malfoy skierował różdżkę na wiewiórkę. Razem powiedzieli:

Geminio.

Nic się nie wydarzyło.

Luna westchnęła.

– Przypuszczam, że powielenie upieczonego gryzonia jest bardziej skomplikowane niż kilku jagód – rzucił.

Luna zmarszczyła brwi.

– Jesteśmy coraz słabsi. – Podniosła zwierzę i oderwała kawałek, krzywiąc się na ciepło, które poczuła na koniuszkach palców. – Proszę – dodała, wyciągając fragment w kierunku Malfoya.

Spojrzał na nią i zamrugał.

– To ledwie wystarczy dla ciebie, Luno.

Wzruszyła ramionami.

– Pomogłeś mi ją przyrządzić. To uczciwy układ.

Malfoy przyszpilił Lunę ostrym spojrzeniem. A potem wstał niecierpliwie, mówiąc:

– Nie zjadłbym tych śmieci, nawet gdybyś mi zapłaciła.

Luna zachichotała, kiedy on odszedł w kierunku szałasu.



– Jakieś zmiany z Ginny? – zapytała Hermiona.

Nott pokręcił głową z powagą. Spojrzał na Malfoya i Lunę, którzy najwyraźniej kłócili się o szczura na patyku.

– Myślisz, że przeżyje?

– Myślę – zaczął, a jego spojrzenie wyraźnie zmiękło, kiedy kontynuował: – że nie powinniśmy na to liczyć.

Hermiona wypuściła pełne frustracji westchnięcie. Obserwowali siebie nawzajem przez kolejnych kilka chwil. A potem Nott powiedział:

– Chociaż miło widzieć, że wróciłaś. – Jego wargi drgnęły, układając się w szybki, subtelny uśmiech.

– Co masz na myśli?

– Ach – rzucił – ty dobrze wiesz, co mam na myśli. – Uśmiechnął się do niej w sposób, który zdawał się jednocześnie niewinny, złośliwy i pełen wdzięku.

Hermiona przygryzła dolną wargę.

– Nie powiedziałabym, że wróciłam.

Nott uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Cóż, powiedzmy po prostu, że do dzisiaj nie słyszałem, jak wypowiadasz konkretną opinię od czasów… hm… od czasów Hogwartu.

Hermiona ściągnęła brwi, rozmyślając nad jego obserwacją.

– Okej. – Pokiwała głową, śmiejąc się. – Nie do końca się mylisz – powiedziała w końcu.

Usłyszała, jak Malfoy warczy coś do Luny, więc spojrzała na nich, kiedy praktycznie tańczyli wokół płomieni jak para menad. Pokręciła głową.

– Jest takim tyranem.

Nott zaśmiał się serdecznie.

– W rzeczywistości tak nie myślisz – powiedział, a jego oczy błysnęły z rozbawienia.

– Myślę. Jest okropny – powiedziała, potrząsając głową. Ale jej usta ułożyły się w inny rodzaj uśmiechu. – Nie cierpię go, naprawdę nie cierpię.

Nott obserwował, jak Malfoy bierze szpikulec od Luny i trzyma go w dymie nad płomieniami.

– Nie jest taki zły.



Myślę, że się w nim zakochuję. W sposobie, w jaki mówi. W powolnym i celowym łańcuchu zamierzonych słów. W głębokim, bezpretensjonalnym barytonie. W sposobie, w jaki obserwuje świat z prawie obojętną zadumą. W sposobie, w jaki wbrew niemu jego oczy jaśnieją, gdy nagle daje się ponieść emocjom. W rzadkich momentach, kiedy jego pasja zdradza zwykle oderwaną postawę.

Z pewnością widzę, dlaczego ona się w nim zakochała.

Delikatnie stuka palcami o stół, zastanawiając się nad moim ostatnim pytaniem. Zabawne, nie pamiętam, o co zapytałam. Patrzy w górę, a lekki uśmieszek bierze górę w wyrazie jego twarzy.

– Możesz powtórzyć pytanie?

Śmieję się.

– Nie – mówię, kręcąc głową.

Obserwuje mnie z zaciekawieniem, kiedy ja nadal się śmieję. Jego uśmiech się poszerza i Nott sam zaczyna chichotać.

I nagle oboje histerycznie zanosimy się śmiechem. Śmieję się tak bardzo, że oczy pieką mnie od spływającej maskary. Patrzę na niego, ocierając policzki. Z dumą sobie myślę, że to dzięki mnie Teodor Nott, wybitny profesor, nieuchwytna persona – błyskotliwy, nieprzystępny Teodor Nott – się śmieje.



Harry potarł dłonie o siebie i zgarbił ramiona, kiedy usiadł przy ognisku. To była jedna z pierwszych nocy, kiedy opuścił Ginny. Hermiona podeszła do niego niepewnie. Spojrzała na Malfoya, który siedział na pieńku naprzeciwko. Blondyn uniósł brwi i kiwnął w kierunku Harry’ego. Hermiona przewróciła oczami i opadła ciężko obok tego drugiego. Właściwie, zrobiła to z taką siłą, że chłopak aż drgnął.

– Więc – powiedziała szybko. – Zdecydowano.

– Co zdecydowano? – zapytał spokojnie Harry.

Hermiona przez moment mrugała zdezorientowana.

– Polana w lesie. Ta, którą znaleźli Neville i Luna. To tam idziemy – powiedziała. – Jest bliżej. – Harry pokiwał głową bez entuzjazmu i Hermiona spojrzała nerwowo na Malfoya, który obserwował ją chłodno. Westchnęła. – Posłuchaj, Harry – zaczęła, niepewna już, jak z nim rozmawiać – my… uch, potrzebuję z tobą o czymś porozmawiać.

Malfoy jęknął głośno po drugiej stronie ogniska. Hermiona posłała mu groźne spojrzenie ponad płomieniami.

– Nie teraz, w porządku, Hermiono? – odpowiedział ze znużeniem Harry, wstając z miejsca.

Obserwowała, jak chłopak ją mija, a strach opadł w dół jej żołądka, tak jak wcześniej, kiedy obawiała się, że go straciła. Teraz jednak czuła, że robi jej się niedobrze, kiedy w odpowiedzi na obojętność Harry’ego zaatakował ją lęk. Bez Harry’ego znów rzuci się w próżnię. Z pewnością to zrobi. Nie mogła spojrzeć na twarz po drugiej stronie, majaczącą ponad strzelającym ogniem. Nie mogła spojrzeć Malfoyowi w oczy. Nawet wtedy, kiedy dostrzegła, że powoli się podnosi.

– Potter – usłyszała Malfoya, kiedy kontynuowała obserwowanie płomieni tańczących przed jej oczami. – Nigdy nie spotkałem większego idioty od ciebie.

Ale Harry ledwie zauważył jego obecność. Wydawał się wycofać do stanu autopilota, dzięki któremu nawet jego ruchy nie były świadomym wysiłkiem. Jego działaniami nie rządził strumień świadomości. Kontynuował swój posępny spacer do namiotu, odpychając na bok Malfoya wyglądającego na gotowego do konfrontacji.

W następnej chwili Malfoy siedział obok niej. Ale nie miało to znaczenia, ponieważ nie był Harrym. Wszystko, co osiągnęła w ciągu ostatnich kilku dni, straciła w zaledwie sekundy. Usłyszała, jak Malfoy nabiera powietrza i zawrzała, nagle przytłoczona jego obecnością. 

– To mogło pójść lepiej – powiedział w końcu.

– Odejdź, Malfoy – mruknęła przez zaciśnięte zęby.

Roześmiał się.

– Gdzie chcesz, żebym poszedł?

– Gdziekolwiek, byle nie tu.

Malfoy zacisnął wargi i trącił ją ramieniem.

– Ach, to tylko Potter. Kogo on, kurwa, obchodzi?

Spojrzała na niego z niedowierzaniem, wlepiając w niego wściekły wzrok.

– Najwyraźniej nigdy nie byłeś zakochany.

Nie odpowiedział od razu, jedynie obserwował ją z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Po chwili odparł:

– Jesteś w nim zakochana? – zapytał z powątpiewaniem. – Jesteś tego pewna, Granger?

Idź sobie, Malfoy – syknęła, odwracając się i ukrywając twarz w dłoniach.

– Nie dramatyzuj – odparł.

– Co muszę zrobić, żebyś zostawił mnie samą? – Przekręciła się w jego stronę.

Malfoy wciąż się uśmiechał.

– Pomyślałem, że możesz potrzebować przyjaciela.

Hermiona wpatrywała się w niego.

– Odezwij się, jak jakiegoś znajdziesz.

– W porządku, w porządku. – Zaśmiał się. – A tak swoją drogą, to się mylisz – powiedział, wstając.

– W związku z czym, Malfoy?

– Że nie byłem nigdy zakochany.

– Proszę cię. – Hermiona potrząsnęła głową. – Demony są niezdolne do miłości.

Ułożył dłoń na jej ramieniu.

– Nie martw się, wiem, że nie miałaś tego na myśli.

Zostaw mnie. – Hermiona wściekle potrząsnęła ramionami, strząsając jego rękę.



– Krążą plotki – mówię, kręcąc się niekomfortowo na swoim miejscu. Patrzy na mnie z oczekiwaniem. – Że ty i Teodor Nott mieliście sprzeczkę – urywam, próbując odczytać wyraz jego twarzy – w pewnym sensie.

Kąciki ust Malfoya poniekąd się wykrzywiają. Malfoy ma skłonność do niepatrzenia mi w oczy, kiedy coś ukrywa. W końcu kręci głową.

– To tylko plotki.

Obserwuję go ostrożnie, kiedy on wpatruje się w dno swojej pustej szklanki.

– Wiedziałeś, że jest w mieście? – pytam. Wiem, że to okrutne.

Podnosi na mnie wzrok ze swego rodzaju bólem w oczach, który mogę poczuć nawet z przeciwnej strony stołu.

– Doprawdy?

Kiwam głową, zaciskając wargi i pozwalając, żeby moje brwi uniosły się w pełnym współczucia spojrzeniu.

On nadal się uśmiecha.

– Właściwie to nigdy nie byliśmy zbyt blisko.



– Jaki jest nasz następny ruch? – zapytał Neville, kiedy zwijali obóz.

– Nasz następny ruch? Pomyślmy. Może dotrzeć do naszego nowego domu i nie zostać po drodze pożartym przez gigantyczne pająki? – powiedział Ron, podnosząc lewy dolny róg noszy, które przygotowali dla Ginny. – Albo przez Puszka – mruknął z refleksją.

– Z pewnością nie planujemy ukrywać się w Zakazanym Lesie bez końca – odparł Neville.

Łapiąc prawy góry róg noszy Ginny, Malfoy rzucił:

– Dlaczego po prostu nie powiesz nam, co ci chodzi po głowie, Longbottom?

– Nasi przyjaciele zostali schwytani – powiedział Neville, kiedy ich grupa ruszyła naprzód, opuszczając polanę.

Hermiona przyglądała się Ronowi, który wlepił spojrzenie w tył głowy Harry’ego, kiedy szli. Hermiona zmieniła rękę, w której trzymała nosze Ginny i obróciła głowę, żeby znaleźć Notta tuż za sobą. Jego wyraz twarzy był pełen wątpliwości.

Kiedy nikt nie odpowiedział, Neville kontynuował:

– Musimy ich znaleźć.

– Jak według ciebie powinniśmy to zrobić? – marudził Ron.

– Potrzebujemy strategii.

– Jestem za strategią – odpowiedział rudzielec – ale koniecznie za samobójstwem, jeśli mam być szczery.

– Zgadzam się – dodał Harry. Kroczący przed Hermioną Malfoy posłał Harry’emu zdumione spojrzenie. – Nawet nie wiedzielibyśmy, gdzie szukać, Neville.

– Wiemy, że wciąż patrolują tereny – naciskał Neville.

– Co sugerujesz? – zapytał Malfoy. – Że powinniśmy ich szpiegować?

Neville się zatrzymał i uśmiechnął.

– To nie jest taki zły pomysł.

– To absurd – powiedziała Hermiona.

Ich rozmowę uciął szelest krzewu żurawiny przed nimi. Zamarli, natychmiast milknąc, kiedy kilka owoców spadło na ziemię. Nott uniósł palec do ust w ostrzeżeniu, wyciągając przed siebie rękę, gdy ruszył do przodu. A potem zmarszczył czoło i zmrużył oczy. Jego ręce opadły jednocześnie.

– Cho? – zapytał.

Zza sękatego pnia starego dębu wyszła Cho, szurając przy tym gałązkami pobliskiego krzewu i stając przed nimi. Ubrania, które nosiła, były porwane i zwisały z niej luźno niczym zasłony. Owijała nadgarstki jeden wokół drugiego, kiedy występowała naprzód, wykręcając przy tym nerwowo palce. Wodziła dzikim spojrzeniem pomiędzy nimi bez mrugnięcia okiem. Jej popękane wargi zadrżały.

– Cho! – zawołał Harry, spiesząc w jej kierunku.

Malfoy ze stęknięciem rzucił się do przodu, żeby złapać róg noszy Ginny, który trzymał Harry, dokładnie w momencie, kiedy ten go puścił. Malfoy westchnął z frustracją, dopasowując uchwyt, kiedy teraz sam trzymał górę noszy, i posyłając Hermionie pełne pogardy spojrzenie. Hermiona przyglądała się podejrzliwie Cho, kiedy Harry otoczył ją ramionami.

– Do jasnej cholery, skąd ona się tu wzięła? – mruknął Ron po lewej stronie Hermiony.

Hermiona zmieniła rękę, w której trzymała pryczę Ginny, potrząsając tą dopiero co uwolnioną dłonią.

– Sama chciałabym to wiedzieć.



Nott opiera się na łokciach, wpatrując się we mnie z zadumą wymalowaną na twarzy.

– Kim jesteś? – pyta.

Natychmiast się wycofuję. Coraz trudniej i trudniej jest mi go okłamywać.

– Jak masz na imię?

– Czy… – zaczynam powoli, śmiejąc się nerwowo. – Czy ja się przypadkiem nie przedstawiałam?

Jego spojrzenie przecina moją duszę, kiedy rozmawiamy.

– Ledwie – odpowiada.

Kiwam głową.

– Dobrze.


Theme by MIA